5.04.2014

ROZDZIAŁ DRUGI

W życiu każdego normalnego człowieka nadchodzi taki moment, chwila zwątpienia w której zatrzymujesz się na małą chwilę. Rozglądasz się dookoła, spoglądasz na ludzi, których widzisz na co dzień, obracasz się ciągle w tym samym środowisku i nagle zadajesz sobie pytanie : Dlaczego jestem akurat tutaj? Co ja własciwie tutaj robię? Czy mogłem być kimś innym niż tym, kim jestem?

Zamrugałem oczyma, otwierając je szeroko. Na tyle szeroko na ile było to możliwe i uwierzcie mi, że nie wyglądałem w tej chwili tak słodko jak zawsze.

Wracając do swoich rozmyślań prychnąłem krótko.

Ja, JUSTIN BIEBER, nie potrzebuję się zastanawiać nad takimi sprawami. Jestem tu gdzie powinienem być i jestem tym, kim powinienem być.

Nie myśląc zbyt wiele podniosłem się z łóżka naciągając na siebie wczorajszy T-shirt. Nie, żebym chodził brudny, ale nie nadawał się jeszcze do prania. Zszedłem na dół czując jak kosmyk włosów uporczywie próbuje zsunąć się na moje oko. Przeczesałem włosy do tyłu.

- Czemu lodówka jest pusta? – zapytałem, a w odpowiedzi usłyszałem tylko głuchą ciszę. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma nikogo w domu. Rozejrzałem się dookoła, próbując znaleźć odpowiedź na swoje pytanie.  – Super. – bąknąłem, niemalże trzaskając białymi drzwiczkami.

Wsparłem się dłonią o kuchenny blat nie bardzo wiedząc co mam teraz z sobą zrobić. Wyciągnąłem telefon z kieszeni czarnych szortów i od razu wybrałem numer do mamy. Przyłożyłem słuchawkę do ucha.

- Tu poczta głosowa Pat.. – rozłączyłem się od razu. – Kurwa. – chrypnąłem.

Nie musiałem długo czekać, ponieważ zaraz po schowaniu telefonu do kieszeni dzwonek do drzwi odezwał się. Spojrzałem w tamtą stronę z zaciekawieniem, a potem podszedłem, łapiąc pewnie za klamkę.

- Justin, pamiętasz mnie?

Młody brunet patrzył na mnie niepewnie. Nie wyglądał jakoś inaczej niż ja. Miał na sobie czarny zwykły T-shirt i żółte szorty. Jego włosy skręcały się na końcach. Uniosłem pytając brew. Miałem wrażenie, że za chwile wyciągnie z kieszeni aparat i zacznie robić mi zdjęcia.

- Jestem Samuel, Samuel Knigthon. Chodziliśmy razem do podstawówki. – uśmiechnąłem się lekko, tak samo zirytowany sytuacją jak on. – Super czwórka, pamiętasz? – zagadnął.

Dopiero teraz sobie przypomniałem. Na mojej twarzy rozciągnął się uśmiech i podrapałem się po karku.

-  Jasne, że pamiętam. Miło mi Ciebie widzieć. – uścisnąłem dłoń chłopaka, tym samym zapraszając go gestem skinięcia głowy do środka. Zamknąłem za sobą drzwi.

Zauważyłem od razu, że Samuel nie zachowuje się normalnie. Był nieco speszony i trochę podenerwowany. Nie widzieliśmy się od ponad.. pięciu lat.

- Dałbym Ci coś do picia, ale mama zostawiła mnie z pustą lodówką, a telefon ma wyłączony. – oparłem się o wysoki blat w kuchni. Chłopak poszedł w moje ślady, opierając się o kant stołu. Podrapał się nerwowo po brodzie.

- Fajnie, że wróciłeś. – odparł, spoglądając na mnie. – Niewiele się tutaj zmieniło.

Zaśmiałem się krótko. – Chyba raczej nic.

- Dzisiaj jest impreza u Chrisa. Chrisa Lotermana, pamiętasz go?

Czy ja, do chuja, jestem umysłowo chory, że wszyscy pytają mnie, czy coś pamiętam?!

Skinąłem tylko głową w odpowiedzi. Cieszyło mnie to, że Samuel rozmawia ze mną tak.. normalnie. Chociaż i tak mnie wkurwiał.

- Możesz przyjść jak chcesz. – wzruszył ramionami, prostując się. – Fajnie by było znowu spotkać się całą paczką. A tak się złożyło, że kilka osób zjechało w tym samym czasie. – uśmiechnął się pod nosem, podchodząc do drzwi. A ja wraz z nim. – To jak?

Najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby powiedzieć, że nie mam czasu. Ale tu nie chodziło o to. Nie wiedziałem na co mogę się szykować. Będąc gwiazdą światowego formatu trzeba liczyć się z tym, że ludzie nie zawsze są do Ciebie pozytywnie nastawieni. Skąd mam wiedzieć, że nie jest tajnym fotoreporterem? Albo nie szykują na mnie jakiegoś skoku w stylu porwania, czy coś?

Pieprzysz, Bieber.

- Przyjdę. – odparłem szybko, nie dając sobie czasu na rozmyślania. – O której?

- Dziewiętnasta. – odparł, wychodząc. Już chciałem zamykać drzwi.

- I nie martw się, tutejsi ludzie nie są tacy jak wszyscy tam, u Ciebie. – rzucił, obracając głowę w moim kierunku. – Wszyscy są traktowani na równi. – machnął ręką i wyszedł, zostawiając mnie z własnymi rozmyślaniami.

I cholernie głodnym żołądkiem.

***

- Fajnie, że przyszedł do Ciebie Samuel, prawda? – zagadnęła moja matka, wsparta dłonią o brodę i wpatrywała się we mnie, kiedy kończyłem jedzenie. Musiałem przyznać, że jej lassagne była najlepsza jaką jadłem pod słońcem.

- To fajny chłopak. Często go widuję i zawsze pyta, kiedy będziesz w domu. – kontynuowała, chcąc wzbudzić we mnie choć odrobinę zainteresowania. – Zresztą dużo Twoich znajomych pyta o Ciebie.

Mówiąc to, wstała od stołu i zabrała się za wkładanie naczyń do zmywarki. Przełknąłem ostatni kęs i wypiłem za raz całą szklankę soku pomarańczowego.

- Zostawiłaś mnie dzisiaj z pustą lodówką rano. – poskarżyłem się, podając jej pusty talerz i szklankę, które włożyła do urządzenia. Nastawiła zmywanie, prostując się i wycierając dłonie w szmatkę. – Nie było kompletnie nic. – akcentując trzecie słowo skrzyżowałem ręce na piersiach.

Pattie zaśmiała się krótko kręcąc głową i przewiesiła zieloną szmatkę przez oparcie krzesła.

- Trzeba było pójść do sklepu. – odparła. – Przecież jest niedaleko.

Zbiła mnie z pantałyku. Jakoś nie uśmiechało mi się kolejne rozdawanie autografów kiedy to wybieram sobie coś do jedzenia. Skrzywiłem się.

- No co tak na mnie patrzysz? – zapytała. – Nie możesz siedzieć ciągle w domu, Justin. Jakoś w tym swoim Los Angeles pchasz się praktycznie wszędzie w obiektywy, a tutaj martwi Cię garstka ludzi, którzy znają Cię praktycznie od małego? – skierowała na mnie swoje spojrzenie.

- Nie wiesz jak to jest. – mruknąłem, siadając na krześle.

- Właśnie, że wiem. – odparła stanowczo, stając przede mną i podpierając boki rękoma. – Jestem Twoją matką. Matką chłopaka, którego zna cały świat, więc uwierz mi, wiem jak TO jest. – zaakcentowała przedostatnie słowo i wyciągnęła dłoń, przykładając ją do mojego policzka. – Nie wszyscy chcą ganiać za Tobą z obiektywem, Justin.

- Wychodzę dzisiaj na imprezę. – westchnąłem, chcąc szybko zmienić temat. – Samuel mnie zaprosił.

Matce najwyraźniej się to spodobało, bo uśmiechnęła się szeroko, ukazując rządek swoich białych zębów. Przewróciłem oczyma i podniosłem się w krzesła.

- Justin, Justin! – odwróciłem głowę, zauważywszy małą Jazzmin biegnącą w moją stronę z wyciągniętymi rękoma. Od razu wsunąłem ręce pod pachy blondynki, podnosząc ją do góry i przytulając do siebie.

- Co Ty jesteś taka podekscytowana, co? – zagadnąłem, odgarniając pojedyncze kosmyki włosów z twarzy mojej młodszej siostry. Wzięła moją twarz w swoje malutkie dłonie, wpatrując się we mnie tymi dużymi oczyma.

Po raz kolejny poczułem to dziwne uczucie. Znowu niewidzialna żelazna dłoń zacisnęła się na mojej krtani, a żołądek przewrócił się do góry nogami. Ledwo przełknąłem ślinę czując to przenikające spojrzenie małej dziewczynki. Mojej małe siostrzyczki.

- Bo jesteś. – odpowiedziała, a ja zamarłem. Przez moją głowę przeniknęło milion myśli w jednej sekundzie. Jazzmyn ma dopiero niecałe cztery latka, a czasami zaskakuje mnie swoimi wyrafinowanymi odpowiedziami.

Poczułem jak moje oczy zrobiły się wilgotne, więc uśmiechnąłem się lekko i kładąc dłoń z tyłu głowy dziewczynki przytuliłem ją do swojego policzka.

- Kocham Cię. – wybełkotała, a moje usta spoczęły na jej malutkiej, tętniącej skroni.

***

- Szlag by trafił Cię, do jasnej chędożonej cholery!

Mój krzyk rozniósł się chyba po całym domu, kiedy było krótko przed godziną dziewiętnastą. Rzuciłem już kolejną parę spodni na łóżko przez co utworzyła się ich spora kupka. Naciągnąłem kolejne na biodra i stanąłem przed lustrem, obracając się dookoła. Tym razem czarne rurki ze spuszczonym stanem JAKOŚ pasowały.

Efekt końcowy był w miarę zaakceptowany. Czerwony T-shirt opinający się lekko na mojej klatce piersiowej idealnie pasował do czarnych spodni i czerwonych Supra. Na szyi przewiesiłem złoty łańcuch i wychodząc z pokoju złapałem za czarny sweter. Było naprawdę bardzo ciepło, więc przez dłuższą chwilę – schodząc po schodach – zastanawiałem się czy ów sweter będzie mi potrzebny. Ale jak to mówią – „lepiej dmuchać na zimne”. Wsunąłem telefon do kieszeni spodni, a portfel wylądował w tylnej.

- Wychodzisz już? – znikąd moja matka wyrosła przede mną. Złapałem się na serce, odchylając się na jednej nodze. – Baw się dobrze, synku.

Skrzywiłem się. – Mamo, przestań. Zachowujesz się tak jakbym pierwszy raz szedł na imprezę. – skarciłem ją, łapiąc za klamkę.

Czasami zastanawiałem się czy do niej naprawdę dociera to, że nie mieszkam już w rodzinnym domu tylko kilkaset kilometrów dalej. Bez niej.

SAM.

Wsiadłem do żółtego Mustanga i przejrzałem się w lusterku. Włosy jak zwykle były idealnie postawione. Cmoknąłem, odpalając silnik.

Zachowujesz się jak baba, Bieber.

- Morda w kubeł. – warknąłem do siebie, wyjeżdżając z podjazdu.

Wjeżdżając na ulice na której mieszkał Chris od razu do moich uszu dobiegła dudniąca muzyka. Uśmiechnąłem się pod nosem. Uwielbiałem taki klimat. Zatrzymałem się niedaleko miejsca imprezy. Gdybym mógł, podjechałbym pod sam dom. Niestety ilość zaparkowanych aut nie pozwalała mi na to. Wziąłem głęboki wdech i wysiadłem z samochodu, zamykając go za sobą. Rozejrzałem się dookoła. Kilka osób szło w stronę dobiegającej muzyki i po ich ubiorze stwierdziłem, że idziemy na tą samą imprezę. Ruszyłem przed siebie.

- Justin tu jest.

- O matko, wrócił.

- Zobacz jak się ubrał.

- On się tu patrzy, nie gap się na niego.

Od razu zarejestrowałem podniecone szepty kiedy tylko przekroczyłem próg domu. Nie przeszkadzała mi w tym głośna muzyka. Zwilżyłem usta końcem języka i rozejrzałem się dookoła, wyciągając szyję. Chciałem znaleźć jakiś punkt zaczepienia, jakoś wtopić się w tłum. Chociaż wiedziałem, że jest to praktycznie niemożliwe.

- Justin, jesteś. – usłyszałem znajomy mi głos za plecami. Uśmiechnąłem się lekko na widok Samuela, ściskając jego dłoń. – Chodź, napijemy się czegoś. – przebił się przez tłum ludzi. Miałem wrażenie, że każdy ustępuje mi miejsca.

- Fajna imprezka. – zagadnąłem, biorąc łyk z czerwonego plastikowego kubka czegoś w rodzaju lemoniady. Nie wyczułem alkoholu. – Wszyscy są ze Stratford? – rozejrzałem się dookoła czując na sobie ciekawskie spojrzenia.

- Coś Ty. – zaśmiał się krótko. – Mówiłem Ci, że połowa zjechała ze studiów. – spojrzał na mnie, a potem za moje ramię i machnął ręką. – Chris, zobacz kogo przywiało! – zawołał rozochocony. Odłożyłem napój, odwracając się w stronę blondyna.

- Justin, łał. – wyciągnął w moim kierunku ręce i już po chwili przez ułamek sekundy poczułem zapach tanich perfum. I co było dziwne? Ani trochę mi to nie przeszkadzało. Klepnąłem go w plecy, odsuwając się na bezpieczną odległość. – Fajnie, że jesteś. Kiedy przyjechałeś? – zagadnął.

- Wczoraj. – odpowiedziałem krótko. – Moja matka zastrzegła się, że jak nie przyjadę to zawlecze mnie tutaj siłą. – Prychnąłem krótko. – Dlatego wolałem o własnych nogach się tutaj dostać.

Zaśmialiśmy się w trójkę krótko.

Damskie dłonie pojawiły się na moich barkach. Drgnąłem, błyskawicznie odwracają się. Przed moimi oczyma stała brunetka ubrana w mocno opinającą ją czarną sukienkę. Zmrużyłem oczy.

- Sabina? – zapytałem, lustrując uważnie jej twarz.

Na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech i po raz kolejny dzisiaj poczułem zapach tanich perfum. Kiedy się ode mnie odsunęła, wciąż trzymała dłonie na moich barkach.

Sabina była moją daleką kuzynką. Nie nosiła takiego samego nazwiska jak ja, ale nasze pokrewieństwo było naprawdę bardzo dalekie. Ale było. Więc nie patrzyłem na nią jak na kobietę, którą mógłbym poderwać.

- No wreszcie wróciłeś do żywych, Justin. – roześmiała się. Poczułem zapach alkoholu, więc musiała być już wstawiona. Chyba dlatego tak śmiało ze mną rozmawiała. Przesunęła dłonie na moją klatkę piersiową stanowczo zmniejszając między nami dystans. Musiałem mocno powstrzymać się od tego, ażeby nie zacząć flirtować z moją KUZYNKĄ. Złapałem jej nadgarstki i odsunąłem od siebie, posyłając dziewczynie ciepły uśmiech.

- Też fajnie Cię widzieć. – odezwałem się, chcąc zmienić jej tok myślenia. Dziewczyna wywróciła oczyma, skupiając swoją uwagę na chłopaku, który pojawił się niedaleko mnie. Kiedy odwróciła się do mnie tyłem, kierując kroki w stronę wspomnianego bruneta, mój wzrok zjechał o wiele niżej niż bym sobie mógł pozwolić.

Tak, Bieber, zalicz własną kuzynkę.

Już chciałem wrócić do rozmowy z Samuelem, kiedy ktoś pojawił się wśród tańczących ludzi.

Jej blond włosy uwiązane były w wysokiego kucyka i mimo, że zawiązany był dość wysoko, sięgał jej aż za łopatki. Mocno podkreślone czarnym tuszem i czarną kredką oczy zdawały się kontrolować całą sytuację, a lekko rozchylone pełne usta muśnięte mocno czerwoną szminką zdawały się odwracać uwagę od całokształtu jej wyglądu. Zjechałem wzrokiem nieco niżej. Granatowy gorset przykrywała czarna skórzana kurtka z rękawami trzy czwarte i sięgająca nieco przed biodra. Długie nogi odziane w czarne legginsy spowodowały, że w okolicy kołnierza zrobiło mi się nadzwyczaj gorąco. A granatowe wysokie szpilki tylko podkreślały krągłe biodra dziewczyny.

- Zapomnij, Bieber. – usłyszałem głos Samuela i oderwałem na ułamek sekundy wzrok od dziewczyny, spoglądając na niego. – Pojawia się tylko na imprezach. Wołają na nią Juse. Najlepsze jest to, że poza imprezami nikt jej nie widuje. – wzruszył ramionami i poklepał mnie po ramieniu. – Sam próbowałem.

Nie wiem czy chcieli zrobić mi na złość, ale w momencie, kiedy ruszyłem w stronę dziewczyny w głośnikach zaczęła dudnić moja piosenka „Confident”. Skrzywiłem się nieco, ponieważ połowa zebranych tutaj ludzi spojrzała właśnie na mnie.

Byłem jak zahipnotyzowany widząc jak jej biodra zataczają rytmiczne koła a zaraz za nimi podąża całe ciało.

Wyciągnąłem przed siebie ręce i moje palce zacisnęły się na jej biodrach, zachodząc ją od tyłu. Zaskakujące było to, że nawet nie drgnęła. Wręcz przeciwnie, wygięła się lekko w łuk a ja poczułem jak jej pośladki dotknęły moich ud. Odwróciła głowę na ułamek sekundy przez co moje usta znalazły się tuż przy jej policzku. Do moich nozdrzy doszedł zapach słodkich perfum co skutecznie zakręciło mi w głowie. Wyrzuciła ręce w górę kołysząc się w rytm mojej piosenki. Wciąż zaciskając palce na jej biodrach też zacząłem ruszać się do rytmu. I nie obchodziło mnie w tej chwili nic innego jak ta dziewczyna.

Wtopiła palce w moje włosy, wciąż stojąc do mnie tyłem. Modliłem się tylko, żeby nie zaczęła ocierać się o moje krocze. Chociaż i tak niewiele mi już brakowało. W nozdrzach wciąż czułem słodki zapach, a pukiel jej włosów drażnił całą moją twarz.

W pewnym momencie odwróciła się do mnie przodem. Nie widziałem w jej oczach żadnego zaskoczenia moją osobą. Zupełnie nic. Tak, jakbym należał do tej „paczki”, a moja obecność tutaj była na porządku dziennym. Przesunąłem prawą dłoń na żebra dziewczyny, układając ją wygodnie i przysnąłem do siebie. Wygięła się lekko w łuk. Zabrałem lewą dłoń z biodra mojej towarzyszki i przesunąłem nią od nadgarstka, przez łokieć aż do ramienia. Wciąż kołysząc się w rytm muzyki moja dłoń dotknęła jej ciepłego, gładkiego policzka.

Opanuj się, Bieber.

Przełknąłem ślinę. To, co działo się w tej chwili było nie do opisania. W życiu nie pozwoliłbym sobie na coś takiego przed kamerami i aparatem. Ale było w niej coś.. coś tak cholernie pociągającego, że zapragnąłem umrzeć w jej ramionach.

Pochyliłem się, a moje usta znalazły się na wysokości jej ucha. Aż zakręciło mi się w głowie. Złożyłem krótki, zaledwie maleńkie muśnięcie, pocałunek tuż pod uchem dziewczyny i odsunąłem twarz. Jej zielone oczy wpatrzone były w moją twarz, a na ustach malował się lekki uśmiech.

Niewiele myśląc zjechałem dłonią na jej nadgarstek i zaciskając tam palce, pociągnąłem ją za sobą. Nie opierała się ani trochę. Skierowałem kroki na schody, pośpiesznie wchodząc na górę. Ta dziewczyna skutecznie podpaliła we mnie męską żądze posiadania kobiety.

Przyparłem ją do drzwi, kiedy tylko je za sobą zamknąłem, a moje usta od razu zaczepiły o rozgrzaną skórę szyi dziewczyny. Odchyliła głowę, pozwalając mi się całować. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś.. takiego jak w tej chwili. Omamiła mnie sobą i okręciła wokół małego palca.

Zaciskałem palce na jej biodrach, próbując wsunąć chociaż ich skrawek pod materiał mocno opiętego gorsetu. Wiedziała kim jestem. Wiedziała jak mną manipulować. Rozszyfrowała mnie w niecałą sekundę.

Westchnąłem czując jak wsunęła ręce pod moją koszulkę a jej dłonie znalazły się w okolicy mojej kości ogonowej. Napiąłem mięśnie i odsunąłem się na chwilę, zaledwie na parę centymetrów. Uśmiechnęła się. Pochyliłem się lekko mając już na wyciągnięcie ręki te mocno czerwone pełne usta. Czułem już jak jej język za chwilę wsunie się pomiędzy moje usta i…

- Muszę iść. – usłyszałem, mrugając zaskoczony oczyma. Po raz kolejny odsunąłem się, patrząc zdezorientowany na dziewczynę. Nie znałem nawet jej imienia. Właściwie to wiedziałem tylko, że mówią na nią Juse.

- Spotkajmy się jutro. – rzuciłem, niewiele myśląc na co moja towarzyszka zaśmiała się krótko. Kompletnie zbiła mnie z pantałyku. – Jak się nazywasz?

Odsunęła mnie od siebie, kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej. A ja z każdą chwilą pragnąłem ją coraz bardziej.

- Za dużo chcesz wiedzieć. – jej usta dotknęły mojego policzka, a moje powieki samoistnie się przymknęły. Kiedy je otworzyłem, przede mną stały już tylko mahoniowe drzwi. Przyłożyłem dłoń do czoła, które było rozpalone. Dopiero po paru sekundach zaczynało do mnie docierać co się właśnie stało.

- Niech zgadnę.. – podskoczyłem, słysząc głos Chrisa, kiedy zamknąłem za sobą drzwi z zamiarem wrócenia na dół. Spojrzałem na niego zszokowany. – Zmyła się jak się odezwałeś? – Po raz kolejny dzisiaj zostałem zbity z pantałyku. Spojrzałem na niego pytająco, wciąż czując w nozdrzach jej słodki zapach. Klepnął mnie w plecy, chcąc, żebym wrócił na ziemię.

– Stary, to jej typowa zagrywka. Teraz będziesz ją szukał po Internecie, gdziekolwiek, a i tak nic nie znajdziesz. – Zaśmiał się, kiedy schodziliśmy na dół. – Nikt nie wie skąd ona jest. Pojawia się nagle i potem znika. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. – wzruszył ramionami, podając mi kubek zimnego napoju, który wypiłem jednym duszkiem. Wciąż nie potrafiłem nic z siebie wykrztusić.

- Pojawia się tylko na imprezach. I zapewne na następnej znajdzie sobie inny obiekt westchnień. – mówiąc to, patrzył w głąb ludzi bawiących się na parkiecie. – Zapomnij, dobrze Ci radzę.

Tyle, że ja nie chciałem zapomnieć.

2 komentarze:

Followers